sobota, 31 stycznia 2015

Podsumowanie stycznia (01.15) oraz parę pytań.



Witajcie!
Pierwszy miesiąc 2015 roku przyniósł na moim blogu sporo zmian. Zmianie uległa nazwa bloga. Już nie odwiedzicie mnie pod nazwą BooksLovers. Teraz witać Was będę w Kruczym Gnieździe. Co prawda nagłówek jeszcze nie wskazuje na nowe miejsce pobytu, ale to już niedługo również ulegnie zmianie. Mam nadzieje, że podoba Wam się ta zmiana i że przyjmiecie ją bez żadnego marudzenia :) Wasze zdanie jest dla mnie niezwykle ważne, dlatego też ostatnio otworzyłam sondę, w której możecie wypowiedzieć się na temat wyglądu bloga. Szczególnie chodzi mi o to czy wygodnie czyta  Wam się recenzje. Zdaje sobie sprawę, że czarne tło jest odważnym tłem, bo bardzo ciężko dobrać do niego czcionkę.Dlatego też pytanie do Was: Czy dobrze czyta Wam się recenzję na tym blogu? Czy aby czcionka nie jest zła? Wszelkie zastrzeżenie proszę wysuwać w komentarzu. Wszystko dla waszej wygody i dobra :) 
Ciągle pracuje nad udoskonalaniem nie tylko samego bloga, ale także moich recenzji. Dlatego też kolejne pytanie: wolicie długie recenzje czy krótkie opinie? Byłabym bardzo Wam wdzięczna gdybyście odpowiedzieli na te pytania poprzez komentarz. 
No i ostatnie: Czy przeszkadzałoby Wam gdybym umieściła muzykę na swoim blogu?
Wszystkim potencjalnie odpowiadającym z góry dziękuję. 

***

CO ZA NAMI?

Jeżeli chodzi o styczeń liczba przeczytanych przeze mnie książek wynosi: 3, w tym jedna z nich nie doczekała się jeszcze publikacji recenzji. Na szczególne wyróżnienie zasługuje druga część fantastycznych "Chłopców" autorstwa Jakuba Ćwieka. Recenzja dostępna TU. Ponadto zachwytem miesiąca mogę nazwać ostatnią część ekranizacji Hobbita o tytule: "Hobbit. Bitwa pięciu armii". Dodatkowo w styczniu poznałam pierwszy odcinek z cyklu "Dekalog" reżyserii naszego rodaka Krzysztofa Kieślowskiego.

CO PRZED NAMI? 

Tradycyjnie już pojawi się stosik na luty. Skończyłam już zapoznawać się ze wszystkimi częściami ekranizacji "Władców Pierścieni" i chciałabym napisać co nieco o tej trylogii. Dużo będzie recenzji filmów na moim blogu. W planach mam takie produkcje jak "Sierota" czy "Alicja w Krainie Czarów". Przez ferie udało mi się nadrobić swoje zaległości. Zobaczymy być może będzie to krótki flesz filmowy, być może cała recenzje.Czas pokaże. Chciałabym również dodać obiecaną recenzje pierwszego sezonu American Horror Story, bo bez niej nie mogę rozpocząć drugiego sezonu! W dodatku umieszczę premiery kinowe, które moim zdaniem zasługują na naszą uwagę. Poza tym nie planuje nic innego poza oczywistymi recenzjami książek. Mam nadzieję, ze pomożecie mi udoskonalić mojego bloga.

A dlaczego Krucze Gniazdo?
Ponieważ jak już wiecie mój nick to Czarny Kruk, więc myślę, że nowa nazwa pokrywa się nim. Tak sobie myślę, że Krucze Gniazdo chowa w sobie wiele smakołyków, a są nimi oczywiście recenzje.  W Kruczym Gnieździe są skarby, który Czarny Kruk chcę się z Wami podzielić. 

Dziękuję za uwagę.
Pozdrawiam!
| Czarny Kruk | 


niedziela, 25 stycznia 2015

Dekalog 1 | reż. Krzysztof Kieślowski | (1988)

TYTUŁ: Dekalog 1
REŻYSERIA: Krzysztof Kieślowski
CZAS TRWANIA: 53 min
GATUNEK: dramat, psychologiczny
PRODUKCJA: Polska
PREMIERA: 10 grudnia 1988 roku
CZARNY KRUK OCENIA:
10|10

"Dekalog 1" otwiera 10- odcinkowy cykl zrealizowany dla telewizji. Każda z części nawiązuje treścią do jednego z dziesięciu przykazań. Akcja wszystkich filmów dzieje się w tym samym miejscu - wielkomiejskim blokowisku przytłaczającym ogromem i bezosobowością. 

Wydaje mi się, że nigdy nie natrafiłabym na ten cykl, gdyby nie szkoła. Niektórzy z Was mogą być zaskoczeni, ale okazuje się, że szkoła również potrafi dać uczniowi coś wartościowego. Moim ulubionym przedmiotem w liceum od pierwszej lekcji stała się wiedza o kulturze. Na tym właśnie przedmiocie oglądaliśmy film, który dzisiaj mam przyjemność Wam przestawić. Co prawda jakość najlepsza nie była no i skupić też się nie dało, dlatego też postanowiłam jeszcze raz w całości obejrzeć tą produkcje, we własnym domowym zaciszu.  Tym bardziej musiałam się skupić, ponieważ okazało się, że musimy wypełnić kartę pracy dotyczącą tego filmu na ocenę. Było to chyba najtrudniejsze zadanie domowe z jakim kiedykolwiek przyszło mi się zmierzyć.

W "Dekalogu 1" mamy nawiązanie do pierwszego przykazania, które dla przypomnienia brzmi: "Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną". Krzysztof  jest  wykładowcą akademickim i sam wychowuje swojego na oko 7- letniego syna. Jest ateistą i racjonalistą. Swoją wiarę przełożył na nieomylność  komputera, który według Krzysztofa wykonuje dokładne obliczenia. Pewnego dnia jego syn Paweł dostaje łyżwy i chcę je wypróbować. Namawia ojca, aby obliczył grubość i bezpieczeństwo lodu za pomocą wszechwiedzącej maszyny. Jakie będą tego skutki? O tym musicie przekonać się na własną rękę. 

Film pełen jest symboliki, która intryguje, nadaje całości tajemniczości i takiej niepewności, którą czujemy w swojej podświadomości niemal przez cały seans. Stałym elementem wszystkich części "Dekalogu" jest blady, bardzo chudy człowiek, który interpretowany jest bardzo różnie. Sam reżyser zapytany o to czego symbolem ma być ta postać, odpowiedział, że nie wie. Wielu widzów mówi, że jest on  Jezusem. Inni widzą w nim Anioła. Myślę, jednak, że każdy z nas widzi coś innego w tej postaci i moim zdaniem jest to naprawdę zdumiewające posunięcie reżysera. Nigdy przedtem nie spotkałam się z takim podejściem do tematu co czyni ten cykl oryginalnym pod wieloma względami, które koniecznie musicie zobaczyć na własne oczy. 

Akcja przez 55 minut jest bardzo powolna bez jakiejkolwiek dynamiki. W żaden sposób nie buduje napięcia. Wszystko jest przedstawione w sposób bardzo spokojny co może zmylić widza. Tempo jest powolne co pozwala na zastanowienie się nad rozgrywającymi się wydarzeniami, które stawiają pytania, ale nie dają jednoznacznych odpowiedzi. 

 Jest też czas poświęcony na rozmowę o śmierci. Prowadzi ją mały Paweł oraz jego ciocia, która w odróżnieniu od swojego brata jest wierzącą osobą. Przysłuchując się tej rozmowie coś chwyciło mnie bardzo mocno za serce. Dało czas na refleksje i zastanowienie się nad sensem własnego życia. Bo jakie znaczenie ma  chwila radości w obliczu śmierci? Z ust chłopca padają pytania, na które każdy z nas chciałby uzyskać odpowiedź. Kto to jest Bóg? Scena, w której zostają wypowiedziane te słowa należy do najbardziej znanych i zapamiętanych scen w ciągu całego cyklu Dekalogu.


 
Napisze coś teraz na temat postaci, które są bardzo ważne w tej produkcji, a odegranie ich wymagało od aktorów pełnego zaangażowania i dużo empatii, która pozwoliła im stać się innymi ludźmi. O Krzysztofie, którego zagrał nie żyjący już Henryk Baranowski już co nieco powiedziałam. Wiemy, że jest ateistą, racjonalistą, wierzy w nieomylność liczb i komputera. Jednak nie jest to zagorzały antychryst. Pomimo swojej nie wiary w istoty ponadludzkie pozwolił swojemu synowi uczęszczać na lekcje religii. Obserwując go wydawało mi się również, ze sam dokładnie nie wie w co ma wierzyć. Był tak jakby zagubiony w rzeczywistości. Henryk Baranowski bardzo mi swoją rolą zaimponował i  gdy dowiedziałam się, że zagrał w tak niewielu filmach zrobiło mi się bardzo smutno, ponieważ jest naprawdę niesamowicie uzdolnionym aktorem o czym przekonacie się oglądając Dekalog
Pawła zagrał Wojciech Klata. Pokuszę się o stwierdzenie, że on jako dziecko potrafił odegrać swoją rolę lepiej jak niejeden dorosły aktor. Bardzo przekonał mnie swoją grą aktorską i choć nie znam jego roli już jako dorosłego mężczyzny to myślę, że ma duży dar i mam nadzieję, że go nie zatracił. 
Maja Komorowska zagrała siostrę o której już gdzieś tam wcześniej wspomniałam. Była samotną kobietą, która pomagała wychowywać swojemu bratu syna po odejściu jego matki. Tak jak mówiłam najważniejsza scena z jej udziałem to rozmowa o śmierci i poprzez właśnie to wydarzenie najbardziej ją zapamiętałam. 



Ciekawe jest także samo blokowisko, w którym rozgrywa się akcja całego Dekalogu. Ludzie w nim mieszkający wydaja się być egoistami. Nikt z nikim nie chcę utrzymywać bliższych kontaktów, każdy ma swoje życie, a nawet jeżeli chodzi o pomoc drugiemu człowiekowi - umywają ręce od sprawy. Przez to czułam się, że to całe blokowisko jest jak miasto, które zostało opuszczone przez ludzi, a jedynymi istotami, które po nim maszerują są zombie. Nieczułe, bez serca, bez empatii, obojętne zombie. To miejsce jest szare, zimne, przytłaczające, a zarazem puste. Patrząc na te budynki odczuwałam strach i przerażenie nawet większe niżbym patrzyła na jakikolwiek horror. 




Autorem muzyki do tego filmu jest Zbigniew Preisner.

Jeżeli już pojawiała się muzyka, to były to bardzo podobne do siebie melodie, które wprowadzały smutną i przygnębiającą atmosferę. Prz tym jest bardzo prosta, nie przytłaczająca tak jakby tworzyła jedność z widzianym przez widza obrazem. Zastosowana jest jedynie w odpowiednich momentach, które mają dać widzowi do myślenia. 

Dramat to nic przyjemnego, ale według mnie nie należy uciekać i bronić się od tego gatunku. Po obejrzeniu filmu będziecie mieli burze nieokiełznanych myśli w głowie. Sam film ma dać nam okazje do przemyślenia nad istotą samego Boga, a także nad naszą wiarą i rozważyć to w co naprawdę wierzymy. 

Dzieło Kieślowskiego  radziłabym obejrzeć w samotności, ponieważ wymaga on od Was skupienia i bacznego obserwowania rozgrywających się na ekranie wydarzeń. 
Jest to bardzo krótka produkcja niosąca ze sobą bardzo długie refleksje.
"Dekalog 1" uznawany jest za najważniejszy i jeden z najlepszych części całego cyklu. Spowodowane jest to umiejętnością reżysera w opowiedzeniu o Bogu w prosty, zrozumiały sposób bez bezpośrednich nawiązań do religii. 
Z całego krwawiącego serca polecam Wam ten film. Jako Polka jestem dumna z tego, że taki cykl wyreżyserował polski reżyser. Mnie samej nie zostaje nic innego jak zapoznać się z kolejnymi częściami "Dekalogu". Dajcie znać czy chcecie poznać moją opinie na temat pozostały części. 


Krzysztof Kieślowski

wtorek, 20 stycznia 2015

Jakub Ćwiek "Chłopcy 2. Bangarang"



AUTOR: Jakub Ćwiek
TYTUŁ: Chłopcy 2. Bangarang

WYDAWNICTWO: Sine Qua Non

GATUNEK: fantastyka, fantasy

PREMIERA: 28 sierpień 2013 rok

ILOŚĆ STORN: 304
SERIA:
Chłopcy| Chłopcy - Bangarang| Chłopcy. Zguba|


WRÓCILI!
Po fantastycznej pierwszej części przygód Dzwoneczka i wiecznie niedojrzałych chłopców, przyszedł czas na kontynuacje ich przygód. Tym razem po raz kolejny pokazują, że nie da oddzielić się dobrej zabawy od solidnych kłopotów. Każdy dzień to nowa przygoda. Dla nich nie ma rzeczy niemożliwych, dlatego razem z Dzwoneczkiem postanawiają otworzyć Lunapark z prawdziwego zdarzenia. Pomimo tego nasi chłopcy nadal doskonale się bawią w swoim własnym niepowtarzalnym stylu dostarczając czytelnikowi nie lada atrakcji. 

Dla każdego kto przeczytał pierwszą część "Chłopców" rzeczą oczywistą jest to, że Jakub Ćwiek pisze w sposób oryginalny, niepowtarzalny, bo tylko on potrafi tak rozbawić dialogami i sytuacjami z którymi muszą mierzyć się tytułowi bohaterowie. Pierwszą część tej wspaniałej serii skończyłam z nie małym smutkiem, ponieważ przeczytałam ją niemal błyskawicznie, a niedosyt został. 

Przyznam się, że miałam dość spore oczekiwania co do tej pozycji wbrew mojej zasadzie, która karze nie oczekiwać zbyt wiele od książek. Jednak "Chłopcy" to dla mnie rzecz niemal święta. Jak gdyby był moim ulubionym synem ciągle przeze mnie faworyzowanym. Przekonajmy się wspólnie czy moje pragnienia zostały zaspokojone.

Bohaterowie tej książki są bardzo charakterystyczni i po prostu nie da się ich nie lubić. Nawet seksowna mama Dzwoneczek wzbudza sympatie, a szczególnie chodzi mi tu o zazdrosną część czytelniczek. Dzwoneczek jest mamą całej bandy niewyrośniętych chłopców. Czy daje im dobry przykład? Trudno to ocenić z perspektywy naszej rzeczywistości, w której to dzieci traktowane są niczym małe aniołki. Zostańmy przy tym, że ta ostra kobitka ma swoje niekonwencjonalne sposoby wychowania.  Podopieczni Dzwoneczka lubią sobie dobrze poimprezować, a przy okazji narozrabiać z charakterystycznym dla nich BANGARANG. 
Jeżeli zdecydujecie się przeczytać tą pozycje to poznacie Kędziora, którego najbardziej polubiłam. Jest ogromnym rudym kolesiem, który operuje wulgaryzmami jak mało kto. Milczek, który jak się możemy domyślić nie mówi, ale za to jest dobrym organizatorem, którego ceni się w grupie. Kruszyna i jego kot, który ma nawet poświęcony swojej osobie rozdział, który należy do moich ulubionych. Do tego dodajmy jeszcze Bliźniaków i czerwonookiego albinosa o wdzięcznej ksywce Stalówka. Trudno oprzeć się takiemu zbioru osobliwości w jednej historii. Nową postacią jest Kubuś, najmniejszy z Chłopców, który ma zapas dociekliwych i ciekawych pytań, na które chcę za wszelką cenę uzyskać odpowiedź.

W tej części dowiemy się nieco więcej o przeszłości Chłopców jak i o samym tajemniczym dla czytelnika Piotrusiu.  Akcja nie jest tak dynamiczna jak to było w poprzednim tomie, chociaż "Bangarang" zaczyna się od ostrej imprezy, która przyniosła ze sobą krwawe konsekwencje. Obie książki różnią się od siebie, ponieważ w jedynce świat był mroczny, ponury pełen obrzydliwych potworów, zjaw itp. W Bangarang zostajemy powitany w świecie, który już tak dobrze znamy i w którym niekoniecznie chcemy się zagłębiać. To prawda, że poprzednia część miała swój urok, ale to nie znaczy, że gorzej czytało mi się jej kontynuacje. My jako czytelnicy musimy to niestety zrozumieć, bo prawda jest taka, że nasi Chłopcy powoli wkraczają w znienawidzoną dorosłość i tym samym muszą porzucić swój ulubiony Skrót i zająć się rzeczami przyziemnymi. Stąd też pomysł na otwarcie Lunaparku. Jednak Dzwoneczek doskonale wie, że nie może ich całkowicie usidlić. Dlatego daje im w niektórych rzeczach wolną rękę na czym korzystają czytelnicy jak i sami Chłopcy.
Przepis na dobrą książkę oparty na całej serii jest prosty. Wystarczy szczypta odważnego humoru, który wymaga dużo dystansu. Prostota, która jest tu najważniejsza. No i postacie, które są tak absurdalne, a zarazem tak prawdziwe, że ciężko się z nimi rozstać i życzyć im czegoś złego.  

Te cechy sprawiają, że seria o Chłopcach zdaje się nie być przeznaczona dla każdego. Jednak jeżeli lubisz męskie klimaty, dobrą zabawę, ostry niewyparzony język, bezpośredniość, szaleństwo, a  jednym słowem wszystko to co niedozwolone i nie aprobowane przez rodziców to ta książka zdecydowanie jest dla Ciebie! Olać to, że jesteś dziewczyną! Olać to, że na co dzień jesteś damą! Chłopcy wraz z Dzwoneczkiem wyzwolą w Tobie skrywaną dzikość serca. 

CZARNY KRUK OCENIA:
9-/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuje Wydawnictwu Sine Qua Non
Fakt ten nie miał wpływu na moją recenzję.
Recenzje przeczytasz również na:

czwartek, 8 stycznia 2015

English Matters 49/2014 (listopad/grudzień)

Cena: 9.50 zł

Spis treści:

This & That
• Spoof Horoscope
• Code Cracker
• Tautology

People & Lifestyle
• The Meteoric Rise of Benedict
Cumberbatch
• Elementary, My Dear Watson!
• Destination: America

Culture
• Vlogging It Out
• Retirement UK: Building a Nest Egg

Language
• To Coin a Phrase

Technology
• Drones – a Melody of the Future?

Travel
• The Melting Pot of Beijing

Conversation Matters
• Telephoning in English

Leisure
• Let’s Get Movin’

   Zapraszam Was do zapoznania się z zawartością kolejnego magazynu English Matters. Musicie przyznać, że sama okładka, a raczej osoba, która na niej się znajduje z pewnością zachęci wielu z nas do kupna tej gazety. A czego możemy spodziewać się w środku? Zobaczmy. 

THIS AND THAT
Otwierając English Matters na samym wstępie mamy okazję zapoznać się z parodią naszych horoskopów. Czy w nie wierzysz, czy też nie warto dowiedzieć się czegoś o sobie. Sama zrobiłam to z wielką przyjemnością. 

PEOPLE AND LIFESTYLE

Ten dział jest istną gratką dla tych, którzy uwielbiają Benedicta Cumberbatch. Znany jest głownie z roli w najnowszym Sherlocku, a dla fanów Hobbita, głównie za użyczenie głosu przerażającemu, ale jakże inteligentnemu smokowi, który zwie się Smaug. Kolejny artykuł również wiąże się z Sherlockiem, ponieważ dzięki "Elementary, My dear Watson" dowiadujemy się nieco więcej o pomocniku uwielbianego przez wielu Sherlocka. 
W "Destination America" dowiadujemy się nieco więcej o wymienionym w tytule kraju. Obalenie niektórych mitów i pokazanie mnóstwa faktów. Artykuł został przeprowadzony w formie wywiadu z Markiem Wałkuskim, autorem książki pt. "Wałkowanie Ameryki"

CULTURE

W tym dziale zapoznajemy się z najsławniejszy vlogerami, a także porównujemy znana nam już formę blogową z vlogową. Czyli prościej: co lepsze blogi czy vlogi? 
Kolejny artykuł dotyka bardziej poważnego tematu, bo dowiadujemy się o emeryturach w UK.

LANGUAGE
I doszliśmy do artykuły, który w tym numerze najbardziej mi się spodobał. "To Coin a Phrase" jest o wymyślaniu nowych słów, wyrażeń. Do tego mamy przykładny wspominanych słów stworzonych przez takie sławne postacie jak: J.R.R Tolkien, czy też Wiliam Shakespeare

TECHNOLOGY
Tutaj niestety nie znalazłam nic dla siebie. 
Drony, czyli bezzałogowe statki powietrzne. Brzmi bardzo przyszłościowo prawda? Jednak okazuje się, że używane są w już w naszej teraźniejszości. W jaki sposób? Tego musicie sami się dowiedzieć :) 

TRAVEL
Jedna z moich ulubionych kategorii.
Tym razem wyruszamy do Pekina i poznajemy wszystko co w nim najlepsze. Zaznajemy choć w niewielkim stopniu dóbr tego miasta znajdującego się w Chinach.

CONVERSATION MATTERS

Czy masz trudności z rozmawianiem przez telefon po angielsku? English Matters pokazuje, że nie jest to takie trudne i oferuje kilka prostych słówek i zdań, które będziemy mogli wykorzystać podczas rozmowy na odległość.

LEISURE
W przypadku tego działu możemy przekonać się, że sport to także dobry biznes, który dużą popularnością cieszy się wśród kobiet.

Myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie, gdyż artykuły są bardzo różnorodne. Większość przypadła mi do gustu, a te które swą treścią nie zachęcały ofiarowały mi masę nowych, przydatnych słówek. Jak zawsze, tak i tym razem zachęcam każdego do sięgnięcia po English Matters, ponieważ jest pomocny, gdy chcesz nauczyć się angielskiego perfekcyjnie.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuje Wydawnictwu Colorful Media

Fakt ten nie miał wpływu na moją opinię. 

sobota, 3 stycznia 2015

Elżbieta Wardęszkiewicz "Klucz" | recenzja przedpremierowa |


AUTOR: Elżbieta Wardęszkiewicz
TYTUŁ: Klucz
WYDAWNICTWO: Novae Res
GATUNEK: literatura współczesna, obyczajowa
PREMIERA: styczeń 2015 rok 
ILOŚĆ STORN: 423

Mela od wczesnego dzieciństwa była bita przez ojca, który w młodości przeszedł przez piekło obozu koncentracyjnego. Trudne doświadczenia życiowe dziewczyny oprócz traumy, którą pozostawiły, sprawiły jednocześnie, że na wiele rzeczy została zahartowana. Głęboko do serca wzięła sobie słowa matki: "Zapamiętaj na całe życie: Licz tylko na siebie. Wtedy się nie zawiedziesz. To jest klucz do sukcesu". Starała się żyć według tego przesłania, jednak jej życie - choć pasjonujące - nigdy nie miało jej rozpieszczać.

"Klucz" jest debiutancką książką Elżbiety Wardęszkiewicz, która z wykształcenia jest lekarzem medycyny. Czytając książki "świeżych" autorów zawsze staram się być wyrozumiała i przymykać oko na niewielkie niedociągnięcia. W książce Pani Elżbieta porusza naprawdę trudne tematy, ponieważ przemoc w rodzinie jest i zawsze będzie. Zbyt często jesteśmy jej świadkami, a co gorsza uczestnikami. Jestem trochę zaskoczona, ponieważ pierwsza książka danego autora jest pewnego rodzaju wizytówką jego twórczości, dlatego podziwiam odwagę autorki, że postanowiła poruszyć tak trudną kwestie w swojej pierwszej książce. Czy jej się to udało? Przekonajmy się o tym wspólnie. 

Zaczynając czytać książkę poczułam atmosferę jaka towarzyszyła mi wtedy kiedy byłam dzieckiem. Dzięki temu przypomniałam sobie swoje dzieciństwo, co ostatecznie zachęciło mnie do dalszego poznania losów Meli. Miałyśmy wiele wspólnego, a jednym z takich najważniejszych podobieństw był ojciec Meli, który momentami przypominał mi charakter mojego taty. I tak wraz z główną bohaterką po kolei poznawałam całej jej życie. Czułam się tak jak gdybym czytała pamiętnik jakieś młodej dziewczyny, która jest zwyczajną nastolatką, a później już dorosłą kobietą z wieloma problemami. Bo problemów jej nie brakowało. Pomijając ojca, który wyżywał się na niej nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Było także nieudane małżeństwo, które początkowo dawało jej nadzieję na normalną rodzinne. Była córka, którą główna bohaterka praktycznie sama musiała wychowywać. W pracy również było różnie. Przykrości było wiele, ale ona nigdy nie miała zamiaru się poddać. Pomimo wielu trudności z jakimi przyszło się zmierzyć Meli, były także chwile radości, które dawały nadzieje na lepsze życie. Różne wyjazdy, poznawanie nowych ludzi, romanse, dawały jej wytchnienie od codziennych trosk. Wszystko to wpływa na jakość książki, jej wielowątkowość. Czytając sami widzimy jak wszystko potrafi zmienić się w zaledwie kilka miesięcy. 

 Jeżeli chodzi o samą Melę to bardzo ją polubiłam wtedy, kiedy była dzieckiem, a później nastolatką. Gdy stała się dorosłą kobietą wiele rzeczy zaczęło mnie irytować. Nie można odmówić jej zaradności i odwagi, bo wiele sytuacji wymagała od niej tych obu cech. Jednak nie podobało mi się to, że została w późniejszych latach przedstawiona jako symbol pożądania mężczyzn. Już na studiach miała tylko i wyłącznie przyjaciół płci męskiej, gdyż jej uroda odpychała inne koleżanki. Takie eksponowanie cech, w dodatku głównej bohaterki wpływa na to, że czytelnik przestaje po postu darzyć sympatią daną postać. W dodatki Mela musiała być we wszystkim najlepsza co czasami wpływało na nierealność całej historii. I tak właśnie momentami wydarzenia wydawały mi się zbyt proste, aby mogły być prawdziwe. Dodatkowo nie rozumiem dlaczego nikt nie zwrócił uwagę na obrażenia Meli, która niemal codziennie była bita przez ojca. Trudno tego nie zauważyć, chyba, że rodzice dobrze maskowali siniaki córki. Tą kwestię jednak zostawiam samej autorce. 

Jeżeli chodzi o styl pisania  to widać, że jest on jeszcze nie wyćwiczony, ale przy tym możemy nazwać go lekkim, ponieważ książka momentami wciąga i pomimo wielu stron bardzo szybko można się z nią uporać. To co mnie denerwowało to wielokrotne powtarzanie tych samych zdań. Brakowało mi różnorodności słów, a przy tym przyłapałam autorkę na tym, że niektóre sytuacje opisywała zbyt długo, zbyt szczegółowo.  Niektóre wątki skonstruowane przez pisarkę były bardzo ciekawe jak na przykład wychowywanie córki przez Melę, kłopoty rodzinne czy też wyjazdy za granicę, w których sama bohaterka poznała wielu nowych ludzi i zmierzyła się z różnymi problemami takimi jak nielegalny handel. Z drugiej strony mamy romans Meli, którego opisy bardzo mi się dłużyły i przez nie chciałam niejednokrotnie odłożyć książkę, jednak gdy już dobiegły końca na nowo wczytywałam się w perypetie Meli. Plusem książki są również opisy pracy lekarza to jaką trudną, ale wdzięczną pracą jest ten fach. Myślę, że duży wpływ miały tutaj doświadczenia autorki, która jak już wspomniałam, jest lekarzem medycznym. Czytałam ten wątek z zapartym tchem i zamarzyłam o tym, żeby tak jak Mela być lekarzem. 

Książka bardzo wysysa emocjonalnie, szczególnie jeżeli jesteś osobom wrażliwą i tak jak ja przejmujesz się losami bohaterów. Moim zdaniem "Klucz" wymaga czasu, skupienia, czasami też i cierpliwości, a także zrozumienia dla niektórych wydarzeń i postaci. Najlepiej nie czytać żadnej innej książki, bo myślami i tak będziecie powracać do historii Meli. Nie byłam spokojna dopóki nie skończyłam tej książki. Tak jak gdybym zaglądała do całego życia innego człowieka - tak właśnie czułam się podczas czytania tej pozycji.  Po jej przeczytaniu czuje jak gdyby jakiś ciężar opuścił moje barki. Musiałam wziąć na nie całe troski Meli, ale czy każdy z nas jest na to gotowy? Na to pytanie każdy z Was musi sobie odpowiedzieć. 

Samo zakończenie książki jest jakby urwaniem historii w pół zdaniu. Jednak dla zainteresowanych mam nie zwykle radosną nowinę. Mianowice powstaje kontynuacje tej powieści, której tytuł brzmi: "Bez czci, bez wiary". Czy ja po nią sięgnę? Musze Wam powiedzieć, że sama nie wiem. Na dzień dzisiejszy czuję się wypompowana i najchętniej nie wracałabym do tej historii.  Ponadto wydaje mi się, ze szybko o niej zapomnę. Czas jednak pokaże, czy będę miała okazję zmierzyć się z kolejnymi losami Meli. Prawdę powiedziawszy to chciałabym towarzyszyć jej aż do starości.  

Tymczasem zostawiam Wam tym razem wolną rękę jeżeli chodzi o tą pozycję. Moja recenzja jest tylko nakierowaniem, a teraz sami musicie zdecydować czy chcecie ją przeczytać. Ostateczną ocenę oczywiście wystawię i czekam na to czy ktoś z Was zdecyduje się z nią zmierzyć. 

CZARNY KRUK OCENIA:
6/10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuje Wydawnictwo Novae Res
Fakt ten nie miał wpływu na moją recenzję. 

Recenzja dostępna również na: 
- lubimyczytać -


* opis z okładki książki

czwartek, 1 stycznia 2015

"Hobbit. Bitwa pięciu armii" | reż. Peter Jackson

TYTUŁ: Hobbit. Bitwa pięciu armii.
The Hobbit: The Battle of the Five Armies
CZAS TRWANIA: 2 godz. 24 min
GATUNEK: Fantasy, przygodowy
PRODUKCJA: Nowa Zelandia, USA
PREMIERA: 1 grudnia 2014 roku  (świat) 
25 grudnia 2014 roku (Polska)
REŻYSERIA: Peter Jackson
lektor/napisy/dubbing
3D/2D
GŁÓWNA OBSADA: 
Martin Freeman - Bilbo Baggins
Ian McKellen - Gandalf Szary
Richard Armitage - Thorin Dębowa Tarcza
Luke Evans - Bard
Orlando Bloom - Legolas
Evangeline Lilly - Tauriel
Lee Pace - Król Thranduil
Cate Blanchett - Garadriela
Hugo Wearning - Elrond
Christopher Lee - Sauron Biały 

   Wraz z końcem 2014 roku nadszedł czas na zakończenie ekranizacji książki Tolkiena pt. "Hobbit". Nie mogę uwierzyć, że to już po prostu koniec. Moja radość owiana jest ogromnym smutkiem, bo dla kogo ja teraz będę żyć jak nie ma już Bilbo, oraz kampanii Dębowej Tarczy? Od pierwszej części zakochałam się w tej historii. Sprostowanie: od pierwszego kadru. Czuje jak moje serce wypełnia żal, którego nie mogę się pozbyć. Nie tylko z powodu zakończenia tej niesamowitej serii ale również dlatego, że wiem, że moje słowa nie są w stanie oddać tego co widziałam na szklanym ekranie. Nie są w stanie przedstawić tak jakbym tego chciała swoich własnych emocji. Po prostu jest to niewykonalne. Jednocześnie czuję, że muszę napisać coś o tym filmie, żeby choć w niewielkim stopniu przekazać Wam oddziaływanie tej produkcji na widza. To w jaki sposób ten film porusza jak nas pochłania tak jak gdybyśmy to my byli uczestnikami danych wydarzeń. I to jest cud. 

Po wyzwoleniu ojczyzny spod jarzma Smauga, kompania Thorina Dębowej Tarczy nieświadomie ściąga na świat śmiertelne niebezpieczeństwo. Smok kieruje swój gniew przeciwko bezbronnym mieszkańcom Miasta na Jeziorze. Zaślepiony odzyskanym skarbem Thorin poświęca przyjaźń i honor, aby napawać się bogactwem. Jednak największe zagrożenie dopiero nadchodzi. Wróg, którego widział jedynie Gandalf, wysyła legiony orków, aby przeprowadziły niespodziewany atak na Samotną Górę. Rasy krasnoludów, elfów i ludzi muszą zdecydować: zjednoczyć się, by stawić czoło nadchodzącej ciemności czy pozwolić jej zwyciężyć. 

Jestem pełna podziwu dla Petara Jacksona i niemal codziennie dziękuję losowi za to, że to właśnie on wyreżyserował słynnych już "Władców Pierścieni", a następnie "Hobbita". To niesamowite jak z tak stosunkowo krótkiej książki można wyciągnąć i ożywić tyle wspaniałych rzeczy, które w końcu tworzą zapierającą dech w piersiach całość. Dlatego niech nikt się nie dziwi, że na podstawie owego Tolkienowskiego dzieła powstał film, który musiał zostać podzielony na trzy części, a każda z nich zawiera nowe emocje, które nie pozwalają nigdy zapomnieć widzowi o całej tej historii. Bo jest w niej coś co przyciąga. Wydaje mi się,że dla każdego z nas jest to coś nowego. Dla mnie jest to tęsknota, ponieważ od dawien dawna chciałam żyć w podobnym świecie i przeżywać takie przygody z jakimi musieli mierzyć się na każdym kroku bohaterowie. 

Jackson tworząc "Hobbita" chciał użyć jak najmniej efektów specjalnych. Czy mu się udało? Trudno to jednoznacznie sprecyzować. Z jednej strony mamy zapierające w dech piersiach krajobrazy pochodzące z Nowej Zelandi. Jednak to ostatecznie nie wystarczyło. Gołym okiem widzimy naniesione efekty specjalnie, szczególnie widoczne jest to w scenie, w której swój udział ma Garadriela, oraz kiedy Legolas robi swoje tak zwany wojenne wygibasy. Owszem robi to wrażenie, aczkolwiek nie da się ukryć, że z pomocą przyszły tu komputerowe poprawki. Nie jest to żadna wada ekranizacji, w końcu teraz filmy tak właśnie wyglądają. Jednak, co muszę przyznać, większość sytuacji wygląda nadzwyczaj bajecznie. 

Akcja filmu jest niezwykle dynamiczna i spowalnia jedynie wtedy kiedy Thorin toczy potyczki ze swoim własnym "ja". Oślepiony przez bogactwo nie chcę pomóc swojemu kuzynowi i jego armii w toczącej się niemal pod jego nosem bitwie. Trudno jest się dziwić takiemu tempu wydarzeń, gdyż od niemal pierwszej sekundy filmu widz zostaje rzucony w wir wydarzeń. Otóż trzeba rozprawić się z niedokończonymi w drugiej części porachunkami ze smokiem. 
 Sama bitwa zajmuje większą połowę filmu, więc reżyser musiał zadbać o to, żeby było nie tylko brutalnie, ale również i ciekawie, co udało mu się w pełni zrealizować. Ani przez chwile nie nudziłam się podczas trwania potyczek. Kamera doskonale ujeła rozgrywające się wydarzenia rejestrując swoim optycznym okiem pełne pole bitwy, żeby zaraz zrobić zbliżenie na poszczególne jednostki, które są kluczowymi postaciami w produkcji. 

O samych bohaterach mogłabym rozpisywać się miesiącami. Wszyscy, dosłownie wszyscy zrobili na mnie ogromne wrażenie. Warto wspomnieć tu o samym Thorine, który prezentuje się niezwykle dumnie i od razu widać, że jest bardzo odważny i uparty niczym osioł. Król elfów był niezwykle dostojny i budził podziw. Sam Biblbio potrafił rozładować atmosferę w najbardziej napiętych emocjami scenach. Aktorzy zrobili naprawdę kawał dobrej roboty i chwała im za to! 
Nie chciałabym już więcej pisać o stornie technicznej tego filmu, bo nie ma to najmniejszego dla mnie znaczenia. Ważniejsze są emocje, które wzbudził we mnie , a były one ogromne. Przez pół filmu płakałam, ponieważ przejełam się losami bohaterów. Tym trudniej było mi się z nimi rozstać. Dla mnie to widowisko mogłoby trwać wieczność. Mogłabym siedzieć w fotelu kinowym i tam umrzeć. Płakałam w domu, gdy już byłam po seansie, bo nie mogłam wybaczyć światu tego, że nie będzie już więcej części oraz, że to wszystko jest tylko i wyłącznie fikcją. Trudno jest powrócić po tym filmie do normalnego trybu życia. Zamykając oczy wciąż mam w swojej świadomości Kampanie Dębowej Tarczy,a historia zdaje się zaczynać od nowa.  Myślę, że Moi Czytelnicy wiedza co to jest kac książkowy. Tak samo miałam po obejrzeniu tego filmu.

I pomimo tego, że wiem, że cała ta historia jest fikcją, to jednak jestem szczęśliwa ponieważ mam świadomość istnienia takiego dzieła, które ożywia moje wszelkie senne marzenia. I najpiękniejsze jest to, że będę mogła odwiedzić to miejsce, kiedy tylko będę chciała.
Nie mam pojęcia jaka jest definicja arcydzieła filmowego i czy taka w ogóle istnieje. Ale wydaje mi się, że tak nazywana produkcja musi być przepełniona wspaniałymi postaciami,  musi posiadać naukę, którą można wykorzystać we własnym życiu, muszą być w niej obecne emocje, które sprawiają, że zaczynamy wierzyć w to, że przedstawiony świat jest inną, lepszą rzeczywistością. A w końcu musi mieć tą jedną jedyną rzecz, która sprawi, że nigdy przenigdy o niej nie zapomnimy. Że będziemy za nią tęsknić i wracać swoimi marzeniami. Panie i Panowie. Przedstawiam Wam produkcje, która posiada te wszystkie wymienione wyżej cechy. Przedstawiam Wam "Hobbita". 

CZARNY KRUK POLECA!
MOJA OCENA: 100/10
FILM Z WYRÓŻNIENIEM! 

HOBBIT: NIEZWYKŁA PODRÓŻ
HOBBIT: PUSTKOWIE SMAUGA
HOBBIT: BITWA PIĘCIU ARMII