sobota, 30 maja 2015

"Juno" reż. Jason Reitman | 2007 |


TYTUŁ: Juno
GATUNEK: dramat, komedia
PRODUKCJA: Kanada, USA
PREMIERA: 2007 rok (świat)
2008 rok (Polska)
WYSTĘPUJĄ:
Ellen Page - Juno
J.K Simmons - ojciec Juno
i inni. 


Nastolatka Juno przechodzi inicjację seksualną z najlepszym przyjacielem Bleekerem. Wkrótce okazuje się, że dziewczyna jest w ciąży. Za radą swojej najlepszej przyjaciółki Lei decyduje się oddać dziecko do adopcji jakiejś miłej rodzinie, która zapewni mu wspaniały dom. Szybko znajduje ludzi odpowiadających jej życzeniom - małżeństwo Loringów, Vanessę i Marka. Ciąża staje się dla Juno nieoczekiwanie szybką podróżą w dorosłość. Nastolatka przeradza się w kobietę i zaczyna doceniać przyjaźń i miłość, a także doceniać to co ma i odnajdywać w swoim życiu najważniejsze wartości.
(opis pochodzi z filmwebu)


Mając naście lat z chęcią sięgam po filmy, które opowiadają o perypetiach nastolatków. Ciekawi mnie to jak inni w moim wieku radzą sobie z dorastaniem, jakie prowadzą życie. O "Juno" nigdy przedtem nie słyszałam, ale gdy zobaczyłam, że gra w nim lubiana przeze mnie Ellen Page, którą znam z roli w grze "Beyond: Two Souls" wiedziałam, że muszę obejrzeć ten film choćby tylko dla niej. Jak wypadła Ellen i czy czymś mnie zaskoczyła? 


Fabuła filmu nie jest skomplikowana. Mamy nastolatkę, która zachodzi w ciążę. Całe szczęście nie usuwa jej tylko postanawia oddać nienarodzone jeszcze maleństwo rodzinie zastępczej. Nie jest to produkcja, która jest drętwa, poważna ze względu na tematykę. Postać jaką jest Juno to niepokorna nastolatka nie myśląca o konsekwencjach, odważna i kontrowersyjna w swoich wypowiedziach. Jest po prostu sobą i mówi to co jej ślina na język przyniesie. Ciąża ją nie dołuję, a wręcz przeciwnie, sprawia, że poznaje prawdziwe uroki życia i docenia to co w nim ważne. Nie muszę chyba pisać, że postać wykreowana przez Ellen Page jest jedyna w swoim rodzaju. Aktorka ma dar do kreowania bohaterów w sposób w stu procentach prawdziwy. Szkoda tylko, że Ellen Page jest znana w tak niewielu produkcjach, ponieważ uważam, że jej talent niestety się marnuje. Na tle współczesnych młodych aktorek wypada bezkonkurencyjnie, ale i tak niewielu widzów chociażby ją kojarzy nad czym ubolewam. 


W filmie świetnie zostały przedstawione poszczególne relacje: rodzic-dziecko, dziewczyna-chłopak, Juno-rodzice zastępczy, którzy są do bólu perfekcyjni. W szczególności przyszła matka zastępcza dziecka Juno, co stanowi pewien kontrast w przedstawieniu skrajnych osobowości.


Podobało mi się podejście do tematu. "Juno" to film, który jest bardzo humorystyczny, pełen żartów, radości, ale także stanowi obserwacje młodej dziewczyny, która pod wpływem doświadczeń życiowych nabiera dojrzałości i pokory. Produkcja jest naprawdę ciekawa, inna od wszelkiego rodzaju znanych nam młodzieżówek. Z tego powodu bardzo chciałabym Wam polecić ten film na weekend. Jest to kino, które nie wymaga od Was żadnego wysiłku umysłowego, ale dający pozytywnego kopa, ponieważ patrząc na Juno nie sposób się smucić. Jeżeli lubicie filmy oparte na historiach wziętych z życia z inteligentnym humorem na czele to ten film zdecydowanie jest dla Was! Po troszku podkolorowany, przerysowany, jednak z zamierzonym celem, aby uczyć, wzruszać i dawać nadzieje. 


poniedziałek, 25 maja 2015

Stosisko na maj i czerwiec [05/06.2015]


W dzisiejszym poście zaprezentuje Wam książki, które będą towarzyszyły mi przez następne kilkadziesiąt dni. Zaznaczam, że wszystkie są egzemplarzami recenzyjnymi od  Wydawnictwa Novae Res. 


Od góry: 

1. Piotr Wielgosz "Za zieloną bramą"  -fantastyka-
2. Paweł Bojarski "Życie bywa znośne" -obyczajowa-
3. Joanna Patrzylas "Virion" -fantastyka-
4. Marcin Śniadecki "Król Olch" -historyczna-
5. Dariusz M. Preisler "Zagadka Widziadeł" -fantastyka-
6. Leszek Żuk "Skąd przychodzimy, dokąd zmierzamy"  -filozofia-


Od góry: 

1. Ryszard Grzywacz "Noc" -opowiadania-
2. Łukasz Skibiński "Trzy czwarte" -wspomnienia-
3. Justyna Towarek "Porcelanowe portrety" [recenzja]
4. Evanna Shamrock "Signum Sanguinem Mrok" - teraz czytam
5. Rafał Cichowski "2049" -science fiction-
6. Kamil Cywka "Bękart" -obyczajowa-

I jeszcze raz wszystkie razem: 

Zdaje sobie sprawę z tego, że dla wielu z Was prezentowane przeze mnie książki są w ogóle nieznane. Powodem tego jest fakt, iż niewielu blogerów sięga po książki Wydawnictwa Novae Res. Sama nie wiem czym jest to spowodowane. Chciałabym zmienić Wasze nastawienie do książek, które wychodzą nakładem wspomnianego Wydawnictwa. Bardzo często są to powieści  ciekawe i warte uwagi, której przez swoją małą popularność nie posiadają. Dlatego moim celem będzie wyłapywanie dla Was perełek z tegoż Wydawnictwa i przekonanie Was do niego. Oczywiście nie będę pisać samych pozytywnych recenzji, bo od samego początku działalności Kruczego Gniazda jestem z Wami szczera, a szczerość to dla mnie jako dla bloggera wartość podstawowa

Niemniej jednak może ktoś z Was już czytał książkę z mojego stosu? Co polecacie przeczytać w pierwszej kolejności? Osobiście mam w planach przeczytanie najpierw tych książek, które liczą sobie niewielką ilość stron, ale Wasze polecenie może mnie nakierować na zmianę moich planów. Niezwykle ważne jest dla mnie Wasze zdanie, dlatego aby ukierować Waszą ciekawość obok tytułów powyższych ksiażek napisałam z jakiego gatunku się wywodzą. Mam nadzieję, że dzięki temu napiszecie mi w komentarzu, które ksiażki Was najbardziej ciekawią. Wtedy w pierwszej kolejności zostaną przeze mnie zrecenzowane.

Kolejny stos, będzie stosem, w którym zaprezentuje Wam powieści, które sama nabyłam bądź zdobyłam w konkursie. Pozycję wyjątkowe. 

Odbiegając od tematu mam do Was pytanie: Czy obchodzicie Dzień Mamy? Jak świetujecie dzień poświęcony Waszej rodzicielce? I jakie ciekawe upominki jej sprawiacie? 

To tyle na dziś.
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam życząć miłego dnia. 

CZARNY KRUK

sobota, 23 maja 2015

Vanja Olimpia Z. "Dusza w ogniu. Zauroczenie" - czyli moje pierwsze spotkanie z literaturą erotyczną.


AUTOR: Vanja Olimpia Z.
TYTUŁ: Dusza w ogniu. Zauroczenie. 
WYDAWNICTWO: Novae Res
ROK WYDANIA: 2015 
LICZBA STORN: 116 
GATUNEK: literatura erotyczna
CENA: 23 zł


Literatura erotyczna od zawsze budziła we mnie przerażenie i pewnego rodzaju obrzydzenie. Od dawien dawna tematy uznawane za intymne były dla mnie tematami tabu. Gdy miałam o nich mówić zazwyczaj unikałam rozmowy. Kiedy na lekcji mówiono nam o "tym" udawałam, że mnie to w ogóle nie obchodzi, ale prawda jest taka, że czułam wielki wstyd, a w końcu obrzydzenie do ludzi i samej siebie. 

"Dusza w ogniu. Zauroczenie" to książka, która miała za zadanie pomóc mi w przełamaniu się do literatury erotycznej. Wiem, że istnieją inne, być może o wiele lepsze książki o tejże tematyce jak na przykład słynne "50 twarzy Greya", jednak ja chciałam zacząć od czegoś mało znanego, od czegoś co w sposób być może nowatorski przekona mnie i przełamie jednocześnie mój opór związany z tematami intymnymi. Czy to się udało? Przekonamy się za chwilę. 

Yasmine to młoda, zbuntowana, a przede wszystkim rozpieszczona dziewczyna, która co roku przyjeżdża na wakacje do rodzinnego domu. Pomimo tej co rocznej rutyny tym razem czeka na nią tajemniczy, starszy od niej mężczyzna imieniem Vae. Początkowo dziewczyna nie darzy go sympatią, jednak wenątrz siebie czuje niezrozumiałe dla niej przyciąganie, które towarzyszy jej za każdym razem kiedy spojrzy na mężczyznę. Coraz częściej wchodzą sobie w drogę i spotykają niby to przypadkiem. Podejście Vae do Yasmine diamentalnie się zmienia, a ona nie rozumie dlaczego. Okazuje się, że jej zauroczenie jest niebezpieczniejsze niż jej się początkowo wydawało. 

Otwierając pierwsze stony książki pierwsze co rzuca nam się w oczy to język jakim posługuje się dany autor, Tym razem od samego początku był on dla mnie irytujący, a powodem tego była pierwszoosobowa narracja, która prowadzona była z perspektywy Yasmine. Dużo tutaj niesmacznych wulgaryzmów, a  także nieudanych prób wplatania do tekstu lekkich żartów, których celem zapewne miało być rozśmieszenie czytelnika. Niestety wypada to dość żenująco. 

Głównej bohaterki nie da się polubić. Jest ona do bólu egoistyczna, zapatrzona w sobie, pewna siebie no i niestety pusta. Obserwując wszelkie wydarzenia jej oczami poznajamy  jakie błahe ma ona problemy. Vae na początku budził we mnie zainteresowanie, jednak z każdym kolejnym rozdziałem dochodziłam do wniosku, że niestety i ta postać nie wyszła autorce za dobrze. Koniec końców musiałam się męczyć towarzystwem Vae i Yasmine przez całą książkę. Na całe szczecie ma ona jedynie 116 stron. 

Szczerze mówiąć książka niesamowicie mnie rozczarowała, ale czego ja się spodziewałam? Nie mam porównania, bo tak jak już wspominałam było to moje pierwsze spotkanie z tego typu literaturą i obawiam się, że ostatnie. Myślę, że to całkiem nie moja bajka. Dlatego też pozostawiam tą książkę osobom, które lubują się w takich opowieściach. Ja niestety do nich nie należę. 

Pomimo wad jakie posiada historia i pomimo mojego niezadowolenia muszę przyznać, że ta historia ma coś w sobie, tak jakby była zakazanym owocem, a wszystkich nas kusi to co pozornie niedostępne. Być może właśnie takie odczucia ma budzić literatura erotyczna? 

Czy polecam? Pierwszy raz mam z tym problem. Wydaje mi się, że ta pozycja powinna spodobać się czytelnikom, którzy gdzieś już tam mieli doczynienia z erotykiem, bo jest to całkiem prosta  historia na jeden wieczór ku naszemu lepszemu samopoczuciu. Jednak jeżeli nie mieliście doczynienia z tym gatunkiem polecam zaczac od czegoś innego. 

OCENIAM: 4 / 10

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Fakt ten nie miał wpływu na moją ocenę. 

Recenzje przeczytasz również na:

niedziela, 17 maja 2015

Justyna Towarek "Porcelanowe portrety"


AUTOR: Justyna Towarek
TYTUŁ: Porcelanowe portrety
WYDAWNICTWO: NovaeRes
ILOŚĆ STRON: 79
GATUNEK : opowiadania, literatura piękna
DATA WYDANIA: 2015 rok 
CENA: 23 zł
OCENIAM: 6/10 

Porcelana od zawsze kojarzyła mi się z pięknymi lalkami, które choć wieczne piękne nie mogą być szczęśliwe. Sama posiadam jedną, która ma dla mnie szczególne znaczenie, gdyż dostałam ją od bardzo ważnej dla mnie osoby. Czuć od niej aurę tajemniczości, mroku. Przyznam się, że gdy byłam młodsza bardzo się jej bałam. Miałam nadzieję, że kiedyś ożyję i zostanie moją przyjaciółką, ale z biegiem lat doszłam do wniosku, że to jednak tylko i jedynie dziecięca fantazja. W moim małym miasteczku mieszka starsza kobieta, która ma pokaźną kolekcje porcelanowych lalek, na które patrzę z nie ukrywaną zazdrością. Wracając ze szkoły często koło nich przechodzę, a one stojąc w oknie patrzą się na mnie swymi szklanymi oczami, lecz bardzo smutnymi.

Opisane powyżej fascynacje nakłoniły mnie do sięgnięcia po króciutkie dzieło Justyny Towarek jakim jest "Porcelanowe portrety". Muszę przyznać, że od początku bardzo mnie ta pozycja zaintrygowała poprzez opis, a także okładkę, która moim zdaniem idealnie pasuje do treści z jaką przyszło mi  się zapoznać. 

"Porcelanowe portrety" to zbiór ośmiu opowiadań, ośmiu portretów ludzkich historii jakże momentami nam bliskich. Nie są to zwykłe opowiadania, w których autorka opisywałaby monotonie życia ludzkiego. Są one mroczne, tajemnicze i momentami ocierające się o szaleństwo. Główni bohaterowie poszczególnych opowiadań należą do osobowości, których szybko nie zapomnicie. Poznajemy min. kolekcjonerkę lalek, ale nie takich o jakich na początku pisałam. Opis siedem grzechów głównych i ich umotywowanie historiami i czynami ludzkimi. Niespełnioną primabalerinę, syna samobójczyni, wdowę po gwałcicielu swojej córki i miłość, fascynację, które zawsze są obecne w tle lub na pierwszym planie. 

"Porcelanowe portrety" są debiutem Justyny Towarek, która postanowiła nawiązać w tym zbiorze do konwencji literatury gotyckiej. Bardzo ubolewam nad tym, że nie znam ani jednego dzieła z tegoż gatunku, ponieważ w przypadku tej recenzji nie mam porównania do innych dzieł. Jednak pomimo tego cieszę się, że miałam tą przyjemność przeczytania debiutanckiej książki Justyny Towarek, gdyż było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie, którego szybko nie zapomnę. Ponadto zapoznałam się z nieco inną odmianą horroru, która nie przedstawia krwi, flaków i innych tego typu rzeczy. W tym przypadku mamy tu horror, który co prawda rozgrywa się, jednak nie jesteśmy jego bezpośrednimi obserwatorami, gdyż wspomniany horror rozgrywa się w umyśle bohaterów, do którego nie mamy dostępu. My, jako czytelnicy obserwujmy narastające szaleństwo, aby potem przenieść je na osobiste refleksje dotyczące naszego życia. 

Przed przeczytaniem książki postanowiłam zajrzeć na bloga autorki, a adres znalazłam na okładce książki. Chciałam zapoznać się z tą świeżo upieczoną pisarką i zobaczyć czyje dzieło przypadło mi recenzować.  Muszę przyznać, że jestem Panią Justyną bardzo zachwycona. Ma bardzo moim zdaniem oryginalne podejście do świata i mroczną duszę, którą również posiadam. Takich ludzi jak ona szukam, z takimi ludźmi chciałabym obcować na co dzień! Autorka jest osobą charakterystyczną od samego jej wyglądu, po sposób patrzenia na świat aż w końcu pozostając już przy stylu pisania.   Dokładnie opisywałam wygląd zewnętrzny bohaterów dzięki czemu mogłam ich sobie dokładnie wyobrazić. W tym przypadku nie miałam problemu z wyobrażaniem sobie rzeczy i sytuacji jakie Justyna Towarek podała mi na tacy. Jej styl pisania jest przejrzysty, nieskomplikowany, a jedyną maleńką wadą jeżeli już przy tym jesteśmy są fragmenty tekstów umieszczone w nawiasach, które moim zdaniem wielokrotnie były niepotrzebnym dodatkiem. 

.Opowiadania posiadają oryginalne postacie, są ciekawe natomiast mam wrażenie, że stanowią jedynie przedsmak tego, co autorka ma do przekazania swoim czytelnikom. Z tego też powodu zamykając książkę byłam bardzo zwiedzona, że to już koniec i że autorka tak mało od siebie nam dała. Pomimo tego, jestem wyrozumiała i rozumiem, że debiutanckie książki na pewno stanowią najtrudniejszy krok dla początkującego autora. 

Historie były zbyt krótkie, a akcja zbyt słabo rozwinięta. Ledwo co zdążyłam zainteresować się danym opowiadaniem, a tu nagle napotykałam się na jego koniec. Ponadto niektóre rzeczy były dla mnie zbyt oczywiste, a wątki zbyt szybko rozwiązane. Tak naprawdę poczułam jedynie lekki posmak klimatu gotyckiego, a chciałam go dostać więcej. Dlatego mam prośbę do autorki, aby nadal pisała książki, ponieważ pomysły tak jak już pisałam mają w sobie coś oryginalnego, coś co rzadko można teraz spotkać. Moim życzeniem jest przeczytanie literatury z krwi i kości w wykonaniu Pani Justyny. Bardzo mi na tym zależy, ponieważ przez te zaledwie 79 stron zdążyłam polubić zarówno pomysły Justyny Towarek jak i ją samą. 


Pomimo wszystko polecam w szczególności osobom, które posiadają mroczną duszę, które fascynuje mrok i którzy są ciekawi jak młodej autorce udało się uporać z tak trudną sztuką pisania opowiadań budzących u czytelnika strach i grozę, a przy tym zmuszając do refleksji.  

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuje Wydawnictwu NovaeRes.

Fakt ten nie miał wpływu na treść mojej recenzji.



Recenzja dostępna również na:
lubimyczytać | zaczytani

piątek, 15 maja 2015

Krucze Gniazdo ma już 3 lata...



Trzy lata temu prawdopodobnie o tej porze, pewna 14 - letnia dziewczynka wpadła na pomysł założenie bloga, który miał stanowć dla niej miescje, w którym wreszcie mogłaby być soba, bez jakiejkolwiek fałszywej otoczki. Myślała, że powołała do życia coś orginalnego, coś nowego. Nigdy wcześniej nie napotkała sie na bloga, który był poświęcony tylko i wyłącznie książkom. Jakież było jej zdziwienie, gdy napotykała się na coraz to więcej miejsc, w których pojawiały się recenzję ksiażek. Z nieukrywanym rozczarowaniem chciała porzucić juz na zawsze blogosfere, gdyż okazało się, że pomysł jednak nie wypalił i nie stawni nic orginalnego. Mineły jednak 3 lata, a 14-letnia dziewczynka przeobraziła się w 17-nastoletnie pesymistyczne kruczysko. Jej blog nadal działa, choć przez ten długi czas nadeszło kilka zmian na samym blogu, jak i w jej życiu. 

Pierwotnie Krucze Gnazdo, na którym teraz mnie odwiedzacie miało całkiem inną nazwę. Nie wiem czy ktokolwiek jeszcze ją pamięta, ale dla przypomnienia w przeszłości to miejsce istniało pod nazwą BooksLovers czyli Miłośnicy Książek. Muszę przyznać, że rok temu kompletnie zapomniałam o urodzinach mojego bloga. Powodem była moja nienawiść do wszelkich uroczystości, które wymagają od nas pozytywnego nastawienia. Dlatego też, postanowiłam dodać taki, a nie inny gif. Doskonale odzwieciedla to jak zazwyczaj zachowuję się na różnego typu okolicznościach. Poza tym byłam chyba zbyt zabiegana i miałam zbyt duzo problemów z samą sobą, aby o takim czymś jak o urodzinach pamiętać. Uwierzcie mi, dorastanie to nie jest prosta sprawa. Naprawdę nie mogę uwierzyć w to, że mój blog ma już 3 lata, a ja 17. Trzy lata to naprawdę kawał życia, nie uważacie? Prawda jest taka, że powinnam obchodzić dopiero drugie urodziny Kruczego Gniazda, gdyż na rok zawiesiłam działalność mojego bloga z powodów natury prywatnej.  Jednak licząc rocznikowo wychodzi 3 lata i przy tym pozostańmy. 

Pierwotnym zamiarem prowadzenia mojego bloga było dzielenie się z innymi opiniami na temat ksiażek. Nie miałam z kim porozmawiać na ten temat, więc postanowiłam założyć bloga i tym oto sposobem pisać na temat książek. Tak mi się to spodobało, że zostałam tu na dłużej, choć nie miałam takiego zamiaru. Myślałam, że nie podołam zadaniu i takiemu obowiązkowi i że zwyczajnie znudzi mi się to za kilka mięsięcy. Ale jak coś takiego jak blogosfera może się znudzić? Na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie życia bez bloga, a przede wszystkim bez czytelników. Krucze Gniazdo to nie tylko miejsce, w którym znajdziecie moje opinie na temat książek. To także miejsce, w którym mogę być w pełni sobą i to jak najbardziej mi się podoba. Nie muszę bać się, że koś mnie wyśmieje, że ktoś nie zaakceptuje moich poglądów, bo przecież tak naprawdę ja nie znam Was, a Wy mnie. Musicie wiedzieć, że jestem osobą, w której naturze leży milecznie. Bardzo rzadko cokolwiek mówię, mam z tym ogromną trudność, ale pracuje nad tym. I to właśnie blog jest dla mnie formą terapii na otwarcie się na świat. Gdy piszę czuję, że wszelka blokada jaka we mnie jest znika. Staram się dzielić z Wami wszystkimi, czasami pojawiają się też naprawdę osobiste i intymne posty, które gdy nawet piszę mam ochotę nigdy nie opublikować. Ale ostatecznie to robię sama nie wiedząc z jakich powodów. 

Ostatecznie chciałabym Wam bardzo podziękować za to, że byliście, jesteście i mam nadzieję, że nadal będziecie. Że pomimo mojej pesymistycznej natury i takiemu podejści do świata, chętnie do mnie zaglądacie i sprawiacie, że nie czuję się tak bardzo osamotniona jak to jest w moim życiu codziennym. Daliście mi dużo, a piszę o tym dlatego, że mam świadomość tego, że bez Kruczego Gniazda nigdy nie doświadczyłabym tylu wspaniałych rzeczy. Te pierwsze współprace, wygrane w konkursach, wszelkie dyskusje, a wreszcie wspaniałe recenzje, które wielokrotnie czytam na Waszych blogach i które pokazują mi naprawde świetne i wyjątkowe pozycje sprawiają, że blogosfere traktuje jak drugi dom, w którym czuję się bezpieczna. Najchetniej osobiście każdemu z Was złożyłabym podziękowania, ale nie mam możliwości objechania całej Polski wzdłuż i wszerz.
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuje, a sama z okazji urodzin przeglądne moje wszystkie posty od początku aż do końca, ku lepszemu poznaniu samej siebie. 



wtorek, 5 maja 2015

"Przebudzenie" reż. Penny Marshall


TYTUŁ: Przebudzenie
| Awakenings | 
REŻYSERIA: Penny Marshall
CZAS TRWANIA: 2 godz. 1 min 
GATUNEK: Dramat obyczjowy
PRODUKCJA: USA
PREMIERA: 1990 rok 
GŁÓWNA OBSADA: 
Robert De Niro
Robin Williams 

FILM OPARTY NA FAKTACH.

Gdy napotykam na swojej drodze produkcje filmowe, które są ekranizacjami wydarzeń, które miały miejsce w prawdziwym życiu zawsze towarzyszy mi uczucie rosnącego zaciekawienia. Jak do tej pory miałam okazję obejrzeć jedynie horrory, które zostału umotywowane historiami realnymi. Tym razem przyszło mi zmierzyć się z dramatem. Jeżeli chodzi o dramat to pierwsze co nam wszystkim zapewne kojarzy się z tym gatunkiem to z pewnością historia, która być może zmusi nas do refleksji, a już z pewnością poruszy. Czy "Przebudzeniu" udało się osiągnąć taki efekt?

Film "Przebudzenia" to oparta na autentycznych wydarzeniach poruszająca opowieść o lekarzu, który na zawsze zmienił życie swych pacjentów. W rolach głównych wystąpił nominowany do Oscara Robert De Niro i Robin WilliamsWilliams gra rolę dr Malcolma Sayera, naukowca, który wykorzystuje eksperymentalny lek, by przywrócić do pełnej świadomości pogrążonych w katatonii pacjentów. De Niro gra Leonarda, pierwszego pacjenta, który przechodzi kontrowersyjną terapię. Zachęcony powodzeniem eksperymentu dr Sayer decyduje się podać lek pozostałym pacjentom. "Przebudzenia" to opowieść o niezwykłej przyjaźni, sile ludzkiego ducha i mocy czynienia cudów.
źródło



Przyznać się muszę, że nigdy nie słyszałam o tej jakże dziwnej historii i z pewnością długo jeszcze bym o niej nie słyszała, gdyby nie "Przebudzenie". Moim zdaniem film doskonale obrazuje to w jaki sposób ta historia się rozwijała wraz z upływem czasu oraz dokąd od początku zmierzała. Z tego powodu produkcja naładowana jest bardzo wieloma emocjami, które widz doświadcza. Prawdę powiedziawszy bardzo długo już po seansie nie mogłam uwierzyć w to, że ta historia zdarzyła się naprawdę. Niezwykle wzruszające i dziwne jest to, że Ci wszyscy pacjenci dr. Sayera w rzeczywistości przebudzili się naprawdę dla świata zaledwie na kilka dni, aby po tym wspaniałym dla nich czasie znów powrócić do stanu katatonii i życia niczym roślinka. Po zakończeniu filmu widz zadaje sobie pytanie: dlaczego eksperyment się nie powiół? Dlaczego w jednej chwili Ci wszyscy ludzie znowu zamienili się w istoty przypominające zombie?




Na szklanym ekranie zachywca fantastyczny duet Robert De Niro oraz Robin Williams. De Niro miał przed sobą nie lada wyzwanie. Musiał zagrać człowieka, który choruję na nierozpoznawalną chorobę. Wiadomo, że takie rolę zawsze się ceni, jednak ta wydaje mi się być naprawde wyjątkowa, jakby stworzona wprost specjalnie dla De Niro. Ukazał w niej swój dar aktorski, swoją umiejetność do wcielania się w postacie, które są trudnymi i skomplikowanymi osobowościami. Niewielu aktorów potrafiłoby zrobić to w tak wielkim stylu jak zrobił to Robert De Niro.  Od teraz zawsze będę kojarzyła go właśnie z tą rola, ponieważ zrobiła na mnie pioronujące wrażenie i jestem zdecydowana stwierdzić, ze bezkonkurencyjnie jest to jedna z najlepszych ról jakie zagrać mógł tak wspaniały aktor jakim jest De Niro.



W tym całym zachwycie nie zapomnę też wspomnieć o Robinie Williamsie, któremu to przyszło zagrać doktora Sayera. Williams ma ten dar, że do niemal każdej jego roli mam słabość, a musze przyznac, ze nigdy nie należał on do grona moich ulubionych aktorów. Ten człowiek ma po prostu coś w sobie, że od samego patrzenia na niego robi sie smutno. Może to ten smutek w oczach? Niemniej jednak, uważam, że Robin stworzony był do takich właśnie ról. Bardzo prostych, ale równie ważnych.




"Przebudzenie" jest filmem prostym, ale jakże ujmującym w swojej prostocie. Naszemu światu brakuje produkcji o fanatsycznej i dajacej do myślenia fabule. Teraz stawia się niestety na efekty specjalne gubiąc przy tym wartość jaką powinien mieć film pod względem fabularnym. Dlatego tak czesto sięgam po stare dobre kino, kiedy to dla twórców liczyło sie to jaką historię chcą opowiedziec, a nie jak to zrobią.

Film powinien spodobać się dosłownie każdemu. Dzięki niemu zyskacie wiedze o, wydaje mi się zapomnianej histori która wydarzyła sie w latach 60- siątych. Mnie cieszy to, że "Przebudzenie" w ogóle powstało, bo jest to film po którym bardzo mocno płakałam i długo nie mogłam dojść do siebie. Nawet teraz, kiedy o tym wszystkim myślę siada koło mnie przygnębienie i wyobraźcie sobie, ze za nic w świecie nie chce sobie pójść. "Przebudzenie" nauczyło mnie jeszcze bardziej doceniać to co mam, to co jest tak niewielkie, że dla niektórych wprost nie widoczne.

piątek, 1 maja 2015

Co za nami, co przed nami? [Kwiecień 2015]

 

Miałam już raz na zawsze skończyć z podsumowaniami, ale po przemysleniu doszłam do wniosku, że  mają one więcej zalet niż wad i tak oto postanowiłam w nieco innej formie nadal  prowadzić co miesięczne posty. Zawsze jest to jakieś uporządkowanie tego co udało mi się przez dany czas zrobić na blogu, ale także mam zamiar zapowiadać Wam co takiego planuje na kolejny miesiąc. Możecie oczekiwać podsumowań krótkich, zwięzłych i na temat. Mam dość tradycyjnej formy tego typu postów, które czesto pojawiają się na blogach i z pewnością będę poszukiwałam ciekawych rozwiązań, aby nadać podsumowanią nową formę. Póki co zostańmy przy tym "nieco bardziej" tradycyjnym wydaniu.

CO ZA NAMI? 

W tym miesiącu bardzo się rozleniwiłam i pozostawiam mój blog w zawieszeniu nie informując o tym nikogo. Potrzebowałam przerwy, aby uporządkować sobie własne życie prywatne. Z tego powodu pojawiło się bardzo mało postów. Napisałam  jedynie jedną recenzję książki, ale z tego co pamiętam dwa razy pojawiła się notka filmowa. Postaram się nadrobić to wszystko w maju o ile moje samopoczucie mnie po raz kolejny nie zawiedzie.

CO PRZED NAMI?

Do takich najważniejszych wydarzeń, które będą miały miejsce w maju są urodziny Kruczego Gniazda. To już 3 lata.. W tym roku postaram się nie zapomnieć o poście urodzinowym, tak jak to było w ubiegłym. Sama nie rozumiem, jak można zapomnieć o urodzinach własnego bloga, no ale jestem osobą, która wszelkich uroczystości nie cierpi. 
Planuje napisać dla was recenzje książki, którą zaledwie przedwczoraj skończyłam pt. "Wybacz mi, Leonardzie". Myslę, że jest ona powrzechnie znana, ponieważ jej premiera miała miejsce niedawno.  Wydaje mi się, że "My dzieci z dworca ZOO" uda mi się zakończyć już w maju i możecie spodziwać się recenzji i tego tytułu. Dodatkowo po raz kolejny przeczytacie w Kruczym Gnieździe o filmach, których to sporo ostatnio obejrzałam. Zapowiadam również zmiane nagłówka bloga, to taki urodzinowy prezent dla swojej własnej stronki. Pokombinuje coś, aby Krucze Gniazdo było ciekawsze i mam już kilka pomysłów. 
Póki co bardzo dziękuję za uwagę. To był krótki post, ale takie podsumowania od teraz będą się pojawiały. 

CZARNY KRUK.