AUTOR: Christiane Felscherinow
TYTUŁ: My, dzieci z dworca ZOO
ORYGINALNY TYTUŁ: Wir Kinder Vom Bahnhof ZOO
WYDAWNICTWO: Iskry
ROK WYDANIA: 2011
ILOŚĆ STORN: 244
GATUNEK: biografia/autobiografia/wspomnienia
CENA: ok. 29.90 zł
"My,
dzieci z dworca ZOO" to książka, której celem jest pokazanie w jak
dużym stopniu narkotyki opanowały życie młodzieży w latach 70/80
-siątych. Jak wielu młodych ludzi, dzieci w tych właśnie czasach
przedawkowało. Narkomania zwykle zaczyna się od miękkich narkotyków
czyli popalanie haszyszu czasami wciągnięcie heroiny. Problem zaczyna
się robić wtedy, gdy już ta pierwsza odmiana narkotyków nie wystarcza, a
do akcji wchodzi prawdziwa heroina stosowana dożylnie. Tak było w
przypadku Christine F. która w wieku 13 lat po raz pierwszy sięgnęła po
heroinę i całkowicie zanurzyła się w objęcia narkomanii.
"My dzieci z dworca ZOO" stanowią zapiski 15-letniej wówczas Christine, która opisuje w nich swoja przygodę z narkotykami. Poznajemy ją jako nie tylko narkomankę, ale przede wszystkim młodą, wrażliwą i zagubioną dziewczynkę, która ucieczkę znalazłam właśnie w najgorszy z istniejących sposobów. Musiała patrzeć jak jej przyjaciele staczają się, ale pomimo tego nadal brała. Opowieść
Christine to historia napisana przez życie w wielu momentach tragiczna,
a przede wszystkim budząca wiele emocji wśród czytelników na całym
świecie. Książka swego czasu poruszyła miliony ludzi. Była to pierwsza tak odważna relacja narkomanki na temat ciemnej strony nałogu jakim jest narkomania. Historia
Christine stała się na tyle popularna, że postanowiono na podstawie jej
wspomnień nakręcić równie głośny film, którego celem miała być
wizualizacja życia młodych narkomanów.
"My,
dzieci z dworca ZOO" nie jest pierwszą książką o narkomanach jaką
przeczytałam w moim życiu. Natomiast z czystym sumieniem mogę
stwierdzić, ze jest to pierwsza książka o narkomanii do której podeszłam poważnie, bardzo emocjonalnie i która wyryła trwały ślad w mojej psychice. Dużą rolę odgrywa tutaj sam fakt, że wszystkie postacie, które występują w książce to przecież ludzi z krwi i kości. Zrozumieć
narkomanów jest niezwykle trudno. Ludzie, którzy nigdy nie odczuli
smutku ani bólu istnienia nigdy tego nie zrozumieją. Wyobraź sobie,
że za wszelką cenę chcesz zniknąć z tego świata. Że rzeczywistość tak
bardzo boli, a przecież nikt z nas nie zna leku ani choćby placebo na
tego typu ból. Dlatego jednym jedynym wyjściem wydaja się być narkotyki,
które powodują, że choć przez te kilka godzin jest się w innym lepszym
świecie. Niestety powrót do rzeczywistości po ich zażyciu jest jeszcze
trudniejszy i za każdym razem ta trudność zdaje się rosnąć. Wtedy
dopiero pojawia się problem..
Nie
pragnę tutaj usprawiedliwiać narkomanów, jednak chciałabym aby zniknęło
przekonanie o tym, że narkomanii to jedynie istnienia, które są zbyt
słabe aby zmierzyć się z rzeczywistością i z problemami, które dla wielu
z Was wydaja się być do przeskoczenia. Gdzieś kiedyś spotkałam się ze
stwierdzeniem, że narkomanii to bardzo wrażliwi ludzie, których boli rzeczywistość.
I wydaje mi się, że to stwierdzenie jest jak najbardziej trafne,
zwłaszcza po przeczytaniu wspomnień Christine F., a w szczególności
ostatniego akapitu, który kończy całe jej dzieło. Muszę Wam się przyznać
do tego, że po jego przeczytaniu rozpłakałam się jak małe dziecko,
ponieważ zrozumiałam prawdziwą przyczynę narkomanii, która wydaje się
być niewyleczalna, nie do pokonania.
Odeszłam nieco od tematu samej książki od jej treści i formy, ale na swoje usprawiedliwienie napisze, że od jakiegoś czasu bardzo interesuję się narkomanią i narkomanami. I to pewnie stanowi główny powód mojego emocjonalnego podejścia do tej pozycji, oraz do trudności ze sklejeniem sensownych słów, które miałyby się znaleźć w tej recenzji. Dlatego proszę Was o wybaczenie mi, ponieważ mam mętlik w głowie, nie wiem co mam Wam napisać. Ta historia
jest tak porażająco smuta, tak przygnębiająca, ze na samo jej
wspomnienie chciałabym się zapaść pod ziemie i nigdy nie wiedzieć o tym,
że istniał kiedyś taki problem z którym ani rodzice, ani policja ani
ktokolwiek inny nie mógł sobie poradzić. Możemy zrzucać winę na każdego, ale w tej historii nie ma winnego. Winny jest świat i rzeczywistość w jakiej każdy młody człowiek musi żyć.
Wracając już do samej książki, styl pisania w jakim utrzymana jest książka jest prosty,
bowiem jest to opowieść 15-letniej dziewczyny. Dzięki temu całość czyta
się w bardzo szybkim tempie tym bardziej jeżeli kogoś interesuje ta
tematyka. Książkę wzbogacają ilustracje, a właściwie to zdjęcia
pochodzące z prywatnych zbiorów i przedstawiające ówczesnych młodych
narkomanów. To wszystko sprawia, że "My, dzieci z dworca ZOO" stanowi
książkę jedyną w swoim rodzaju, oraz jest jednym z najbardziej
wstrząsających dokumentów o narkomanii jakie możecie spotkać na rynku.
Cieszę
się, że to właśnie w liceum poznałam tą pozycję. Próbowałam w trzeciej
klasie gimnazjum, ale coś mi nie szło i odłożyłam ją na potem. Teraz
tego nie żałuję. Byłam dojrzalsza, miałam więcej empatii, której tutaj potrzeba. Nie bałam się współczuć i płakać
nad tymi wszystkimi młodymi ludźmi, choć było to stosunkowo dawno temu.
To co teraz napiszę, może wzbudzić kontrowersję, ale chciałabym umrzeć z
przedawkowania. Od dawna bardzo ciągnie mnie do używek, do narkotyków i
czytając o historii Christine bardzo zazdrościłam jej życia i doświadczeń jakie ona zdążyła posiąść pomimo tak młodego wieku. Czasami żałuję, że nie jestem nią. Mam tendencje do wielbienia tragicznych postaci i nie ukrywam, ze chciałabym zostać zapamiętana jako właśnie taka osoba. Dlatego też, "My
dzieci z dworca ZOO", pomimo swojego pesymistycznego wydźwięku
stanowiło dla mnie zachęta do spróbowania w przyszłości twardych
narkotyków. Czy książka miała sama w sobie taki właśnie cel, a może to
zależy od osoby, która ją czyta? Wydaje mi się, że drugie z twierdzeń jest o wiele bardziej trafne.
Recenzja dostępna również na:
O matko! Końcówka Twojej recenzji bardzo mną poruszyła, jak mniemam jesteś jeszcze młodziutka, co nie znaczy, że niedojrzała. po prostu człowiek często próbując odnaleźć swoje miejsce na ziemi chce doświadczyć wielu rzeczy, nawet tych złych, chce wzbudzić kontrowersje swoim byciem, ale później za kolejne kilka lat, dojdziesz do wniosku, że taki wewnętrzny hamulec jest bardzo ważny. Życzę ci abyś go w sobie odnalazła:). co do narkomanów. Będąc w liceum bałam się ich, pogardzałam nimi, nie pojmowałam dlaczego to robią, minęło kilka lat, i inaczej na to patrzę. Nie, nie usprawiedliwiam, ale wiem, że nie każdy jest zły. Po prostu nie wszyscy potrafią odnaleźć się na tym świecie, co jest bardzo smutne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie:)
To prawda mam zaledwie 17-naście lat i to również prawda, że człowiek chce odnaleźć swoje miejsce na ziemi i to jak najszybciej, bo widzisz rzeczywistość naprawdę może być okrutna. Dziękuję za życzenia na przyszłość. Czas pokaże jak to ze mną będzie.
UsuńBardzo się ciesze, że zmieniłaś swój stosunek do narkomanów i zrozumiałaś ich ból istnienia. To bardzo ważne, żeby nie osądzać ludzi, bo nie my od tego jesteśmy.
Wiesz, nie wiem co napisać. Naprawdę. Troszkę zdziwiły mnie twoje słowa, te końcowe. Mam do tego inne podejście, ale cię nie osądzam, bo nie o to chodzi.
OdpowiedzUsuńNarkotyki to taki temat zamiatany pod dywan od kiedy tylko pamiętam. Wszyscy wiedzą o pewnym znanych osobach, które je zażywają, jednak media uznają, że jeśli czegoś nie widać, problemu nie ma. Dopiero kiedy dochodzi to tragedii takiej jakie jest przedawkowanie ludzie zaczynają mówić. To straszne, że dopiero kiedy coś się stanie ludzie zaczynają myśleć. Media są straszne, ci wszyscy "dziennikarze" są odrażający. Mieszają wszystkich z błotem, a kiedy jakaś sławna osoba umiera tak a nie inaczej składa kondolencje całej rodzinie na znak tego że "przeprasza" choć według mnie tak wcale nie jest. Czy to jest normalne?
Biorąc pod uwagę, że duża część osób, które mnie inspirują miały w pewnym momencie duże problemy z alkoholem czy narkotykami (innym się udało, drugim nie) to ja mam zdecydowane zdanie na temat używek. Narkotyki, nigdy. Nigdy, ale to nigdy, ponieważ one doprowadzają większość do upadku jeszcze większego niż możemy sądzić. Nigdy także nie miałam takich myśli, że chce je zażywać, mam po prostu nadzieję, że te myśli ci przejdą i odnajdziesz inny sposób na wyciszenie. Ja wiem, świat jest okrutny, ale pamiętajmy też o tych pozytywnych aspektach. W jakimś sensie czuje się odpowiedzialna za to, żebyś nie zrobiła żadnego idiotyzmu. Więc proszę cię, nie myśl, że narkotyki to wyjście, bo może i takie jest, ale chwilowe...
"My, dzieci z dworca ZOO". Muszę przyznać, że nie czytałam, ale tylko ze względu, że w pewnym sensie boję się. Jeszcze chyba nie przyszedł na tą książkę u mnie czas. Jestem jednak pewna, że ją kiedyś przeczytam, ale nie w najbliższym czasie. Wiem, że przez nią wypłynie mnóstwo emocji i będę czuła się jak gówno. Ja tak mam zawsze przy tego typu historiach, poza tym wydaję mi się, że muszę jeszcze trochę do tego tematu "dorosnąć".
http://zapachstron.blogspot.com/
Świat to jedno wielkie szambo bez dna, w którym ludzie dążą do zniszczenia siebie nawzajem rożnymi metodami. Nic tu nie jest normalne to bardzo, ale to bardzo szalony świat...
UsuńOsobiście na ten czas nie dostrzegam w życiu żadnych pozytywnych rzeczy i ucieczka w ten świat narkotyków wydaje mi się naprawdę dobrym wyjściem. I trochę się dziwię, że czujesz się za mnie odpowiedzialna i tak bardzo się przejmujesz skoro jestem tylko i wyłącznie kolejnym istnieniem skazanym od urodzenia na śmierć. Każdy musi umrzeć moja droga, a ja mam zamiar umrzeć właśnie w taki sposób.
Nie znam Cię, ale po ostatnim akapicie Twojej wypowiedzi wnioskuje, że w jakimś stopniu jesteś wrażliwa tak samo jak ja. Wydaje mi się również, że jesteś ode mnie młodsza, więc może faktycznie jeszcze wstrzymaj się z tą książka. Na wszystko przychodzi czas.
Dobrze. Życzę ci po prostu powodzenia, bo widzę, że moje słowa nic nie dają.
UsuńBardzo mnie zdziwiło zakończenie Twojej recenzji. Zgadzam się z tym, że to zależy od osoby. I o ile sama święta nie jestem, bo chciałabym spróbować wiele używek, to od twardych narkotyków trzymać się będę z daleka. Mam nadzieję, że po prostu nie umrzesz, Kruczku.
OdpowiedzUsuńW każdym razie... Odłożyłam tę książkę i nagle nabrałam ochoty, by tak jak Ty spróbować raz jeszcze.
Według mnie to jedna z najmądrzejszych książek jakie przeczytałam, jako nastolatka.
OdpowiedzUsuńTeż tak sądzę.
UsuńNigdy mnie nie ciągnęło do takich książek. Ogólnie, mam jakąś blokadę kiedy widzę, że książka jest napisana na podstawie prawdziwych wydarzeń lub po prostu opisuje życie jakiejś osoby, bo wtedy wiem, że wszystko to co w książce się dzieje wydarzyło się naprawdę. W książka lubię właśnie to, że mogę uciec przed prawdziwym światem w świat kompletnie nieprawdopodobny. Dlatego chyba kiedyś miałam taki pociąg do fantastyki i paranormalu. Teraz staram się spróbować wszystkiego. Natomiast, jeśli chodzi o ''My dzieci z dworca ZOO''... Ja po prostu za bardzo się wczuwam i coś tak sądzę, że nie wytrzymałabym lektury tej książki. Może kiedyś, kiedy nauczę się stawiać blokadę pomiędzy mną a książką to spróbuję ją przeczytać. Teraz raczej nie.
OdpowiedzUsuńTwoja wypowiedź dała mi do myślenia w kwestii książek. Doszłam do wniosku, że ja też miałam kiedyś podobnie. Wybierałam książki pochodzące z gatunku fantastyki, aby tak jak Ty uciec od rzeczywistości. Z wiekiem to mi się zmieniło. PO prostu chcę wiedzieć o ważnych dla mnie aspektach życiowych. Tak jak już pisałam narkomania jest dla mnie ważnym tematem, na który chcę wiedzieć jak najwięcej dlatego też sięgnęłam po "My, dzieci z dworca ZOO". Nie chcę mieć zamkniętych oczu na takie sprawy. Chcę głośno o tym mówić i się nie bać, a do tego potrzeba mi dużej wiedzy na temat narkotyków. Oczywiście, że bardzo się bałam tej książki, ale od jakiegoś czasu przełamuje swoje lęki. NIe chcę mieć blokad, granic. Chce być wolna.
UsuńTyle już słyszałam o tej książce... Ale trochę się jej boję, choć na pewno warto.
OdpowiedzUsuńTo moja ukochana książka z dzieciństwa! <3
OdpowiedzUsuńKońcowa część recenzji niepokoi mnie dość mocno, nie idź tą drogą, nie sądzisz, że to droga na skróty? Można wielbić tragiczne postaci, ale trzeba walczyć, by się nimi nie stawać, na tym polega życie.
OdpowiedzUsuńPozycji jeszcze nie czytałam, ale na pewno to zrobię, by chociaż spróbować, zapoznać się z problemem od wewnątrz.
Pozdrawiam.
Książkę czytałam w podstawówce...mnie zdecydowanie nie zachęciła do próbowania narkotyków. Choć pamiętam swoje zdziwienie przy oglądaniu zdjęć Christine w różnych etapach życia/ stadiach uzależnienia. Zdziwienie było duże, bo najładniej wyglądała na początku przygody z narko., gdy już brała je jakiś czas, ale jeszcze nie zaczęły siać zniszczenia. Dziwne.
OdpowiedzUsuńPamiętam, że ta książka odcisnęła mi się dość mocno na psychice, może za szybko ją przeczytałam... Ale wiem, że na pewno przyczyniła się do tego, że nigdy nie próbowałam nawet myśleć, żeby cokolwiek wziąć...
OdpowiedzUsuńKońcówka Twojej recenzji trochę mnie zdziwiła i zszokowała. Aż nie bardzo wiem co powiedzieć. Ale do samej książki jakoś nigdy nie specjalnie nie ciągnęło. Tak samo zresztą jak do narkotyków.
OdpowiedzUsuńCzytałam fragmenty, bo moja siostra ją posiada i muszę przyznać, że jest to naprawdę coś mocnego. Warto znać ;-)
OdpowiedzUsuńMy dzieci z dworca zoo przeczytałam kilka miesięcy temu, niestety w wersji elektronicznej, czego teraz żałuję, bo nie wiedziałam, że książka zawiera ilustracje. Jednak jak zobaczę ją u siebie w bibliotece na pewno przejrzę zdjęcia. U mnie również wywarła tyle emocji, naprawdę nie żałuję, iż ją przeczytałam i cieszę się, że za tą książkę "zabrała" się osoba (bo jacyś dziennikarze czy ktoś w sumie ją nagrywali, a to oni zapisywali to wszystko) a nie przypadkowa osoba, która niby ma pojęcie na ten temat, ale tylko w teorii, a nie w praktyce.
OdpowiedzUsuńBtw, ostatnio zastanawiałam się, co się dzieje w życiu Christiane, czy ona jeszcze żyje? Kilka lat temu wydała jakąś biografię, która podobno skupia się na jej różnorakich romansach, więc podziękuję. Czytałam na jakimś portalu, że jej dziecko zabrali do sierocińca, a ona nadal bierze, mimo że miała etap w swoim życiu bez narkotyków. Może zabrzmieć to żałośnie, ale szkoda mi tej kobiety, bo jednak miałam nadzieję, że wyjdzie z nałogu, a tu...
To prawda. Christnie w książce mnie urzekła, podobał mi sie jej charakter i jej styl bycia. Niestety jak widać w życiu dorosłym kompletnie sobie nie poradziła i to pewnie dlatego wróciła do narkotyków. Widocznie nie chciała wykorzystać szansy od losu i mam wrażenie, że dzięki swojej sławnej młodości nadal chcę być w centrum zainteresowania. Straciłam do niej szacunek.
UsuńKiedyś bardzo mocno chciałam ja przeczytać, teraz ta ochota trochę zmalazła bo zaczęłam skłaniac się ku innej literaturze jednak mimo wszystko intryguje mnie ta książka.
OdpowiedzUsuńI do tego Twoja recenzja! wow
książkę czytałam w podstawówce, a potem obejrzałam film z kuzynką. Śledziłam życiorys Christine ciągle na bieżąco. Chyba z 15 lat już minęło odkąd ostatni raz trzymałam ,,My, dzieci z dworca Zoo" w rękach, muszę ponownie przeczytać. Kiedy byłam młodsza wypożyczałam same książki o ludziach z trudnymi problemami: alkoholizm, anoreksje, narkotyki, interesowało mnie stadium psychiczne bohaterów. Mój wujek jest alkoholikiem nie pijącym od 8 lat, ale to co widziałam za małego w jego wydaniu.. straszne, nigdy nie zapomnę, co przeżyła cała rodzina. Nie powiem, że też nigdy nie chciałam zażyć narkotyków, na studiach raz spróbowałam dopalaczy i nigdy więcej, prawie się przekręciłam, a było to 8 lat temu, teraz, co czytam o tym świństwie i ofiarach.. masakra. A chęć na używki odeszła mi zaraz po tym jak mój kuzyn okazał się być narkomanem, zaczynał od maryśki jak miał 17 lat, nikt z nas nic nie wiedział. Jezu, przez 15 lat stał się wrakiem, myśleliśmy wszyscy, że już koniec - kradzieże nawet babci, próby samobójcze, złote strzały, grożenie nożem swojej matce, zniszczony organizm, zastraszona rodzina, płaczące dzieci, w wieku 32 lat wyglądał na 50, cudem przetrwał 50 podejście w monarze i od 2.5 roku jest czysty, no ale.. sam nie wie, czy tak będzie do końca życia, chociaż bardzo chce być trzeźwy, a wszędzie kuszą dawni kumple itd.. Samo życie okazuje się być jeszcze straszniejsze niż książki. Pamiętaj, że z każdym rokiem będą czekać na ciebie ,,kuszące" propozycje, ale naprawdę nie warto, pomimo, że będzie ciężko odmawiać, wiem to ze swojego przypadku ;/ Osoba uzależniona niszczy nie tylko siebie, ale przede wszystkim całą rodzinę :(
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim dziękuję Ci za zwierzenia i za to, ze opowiedziałaś o swoim życiu i swoich najbliższych. Z pewnością nie było to dla Ciebie łatwe i podziwiam Twoją szczerość i to, ze nie bałaś się ze mną tym podzielić. Wezmę sobie do serca to co napisałaś, jednak nie zmienia to w dalszym ciągu mojego trybu myślenia.
UsuńKsiążkę tę czytałam będąc w podstawówce i o dziwo wiele z niej zrozumiałam, a było to około 5 lat temu, natomiast w listopadzie byłam w Warszawie w Teatrze Kamienica na spektaklu o tym samym tytule i gdy aktorzy zakończyli już swoją grę było spotkanie z byłymi narkomanami. Chcę tu nawiązać do Twojej końcówki - jeżeli w przyszłości masz zamiar założyć rodzinę, mieć super pracę to uwierz mi albo i nie - nie warto próbować narkotyków. Tamci ludzie opowiadali jak przez nie stracili rodzinę, pracę. Byli bardzo smutni mówiąc o tym, że dzieci się od nich odwróciły i teraz starają się odbudować relacje z nimi. To tyle z mojej strony :)
OdpowiedzUsuńBędę zaglądać tu częściej :)
Dodam jeszcze, że była to moja pierwsza, tak poważna książka
Z całego serca zazdroszczę Ci tego, że miałaś taką okazję uczestniczenia w spektaklu oraz co ciekawsze, to fakt, że mogłaś posłuchać i zobaczyć byłych narkomanów. Wiesz.. Ja wiem jakie są konsekwencje brania narkotyków. Nie chcę nigdy założyć rodziny, nie chce mieć super pracy. Chce tylko uciec to wszystko czego naprawdę pragnę.
UsuńSkleiłaś tę recenzję całkiem sensownie. Mam nadzieję, że to, co napisałaś na końcu - to nie jest prawda. Matko kochana. U mojej córki w klasie maturalnej powiesił się chłopak. Cała klasa zszokowana pisała maturę. Wszyscy musieli z takim obciążeniem zdawać swój egzamin dojrzałości. Dziś sporo z tych dzieciaków ma własne rodziny. Zapomnieli o swoich licealnych problemach, tak jak potrafią - przeżywają własne życie. A chłopak? Jak nie żył - tak nie żyje... Zastanów się nad tym i nie próbuj głupstw. Życie jest darem. Jeżeli dziś odczuwasz ból istnienia, to za kilka lat los może się do Ciebie uśmiechnąć.Daj mu szansę.
OdpowiedzUsuń